poniedziałek, 9 sierpnia 2010

#14 na haju bez haju.

latam.


jestem uczniem-pilotem szybowca.


cieszę się, tam na górze jest magicznie.
cisza, ludzie jak mrówki, a nawet siedzenia na jakimś stadionie układają się w napisz 'leszno wita'.


mieszkam z paniąpsycholog, bioenergoterapeutą-pilotem-mechanikiem-dyrektorem-ikimśjeszcze i ich synem.
przyjemni ludzie, nie ma co.


uczą mnie pić codziennie świeży sok z grejfruta, medytować, odżywiać się zgodnie z naturą i niezbędnej wiedzy o czakrach.

pobyt tutaj mnie oczyszcza.


ale tylko duchowo, bo będąc na lotnisku cały dzień wieczorem śmierdzę.






odblokowałam jedną za swoich czakr.
niezupełnie, ale jednak.

rozmawiałam z panią Mirellą o tym, że zamykam się na ludzi od marca, a potem rozpłakałam się jak bóbr.
nawet nie wiem za bardzo dlaczego, w końcu normalnie o tym rozmawiam.
płakałam jakąś godzinę, a potem poczułam się tak dobrze, jakby zrzucić z pleców 50 kg.


pani Mirella mówi, że powinnam z kimś o tym pogadać.
napiszę do niej mejla i podam adres bloga.


szkoda, że jutro wyjeżdżam.




eniłej, byłam na dwóch obozach.

generalnie to było przednio, może napiszę więcej kiedyś.




tymczasem ogarniam się i idę spać bo jutro korkociągi.